18
Feb
Z książki Józefa Białyni-Chołodeckiego:
BIAŁYNIA-CHOŁODECCY – UCZESTNICY SPISKÓW :: WIĘŹNIOWIE STANU:: :: WYCHODŹCY Z ZIEMI OJCZYSTEJ :: :: W ŚWIETLE AKTÓW PROCESÓW POLITYCZNYCH I DOKUMENTÓW ARCHIWUM FAMILIJNEGO :: (1831—1863) LWÓW 1911.
W Rzeczycy, obwodu żółkiewskiego, mieszkał Antoni Chołodecki, który z żony Rozalii z domu Piaseckiej, miał syna Aleksandra urodzonego r. 1811 1. W cztery lata później przesiedlili się Chołodeccy z Rzeczycy w granice zaboru rosyjskiego i zamieszkali w Krzemieńcu, gdzie nabyli realność. Nauki pobierał Aleksander w znanem „Liceum krzemienieckiem”, czyli „Gimnazyum wołyńskiem”. Gdy w czasie powstania listopadowego przedsięwziął korpus Józefa Dwernickiego wyprawę na Wołyń i Podole i uzupełniał swe kadry zgłaszającymi się zewsząd ochotnikami, zaciągnął się i Aleksander Chołodecki w Beresteczku na listę, jako szeregowiec 3 pułku ułanów. Po przejściu Dwernickiego w dniu 27 kwietnia 1831 obok karczmy lulinieckiej, pod wsią Klebanówką, do Galicyi i złożeniu broni, znalazł Chołodecki pierwszy punkt oparcia u Jakóba Czosnowskiego, członka stanów galicyjskich, właściciela Horodyszcza obok Denysowa. Wobec nadwątlonego przebytemi przygodami zdrowia, poddał się w lecie r. 1832 kuracyi w Konopkówce obok Mikuliniec 2, poczem po krótkim pobycie w domu dzierżawcy Barłożyńskiego w Słobódce 3 zamieszkał u Jana nr. Skarbka w Młyniskach, cyrkule Tarnopolskim, z zamiarem starania się o obywatelstwo austryackie.
Dojrzewał tymczasem w Paryżu projekt pułkownika Józefa Zaliwskiego, dalszych zapasów z Rosyą w formie partyzantki, działania w kierunku uświadamiania i uwłaszczania mas ludowych i gnębienia w ten sposób nieprzyjaciela, aż do chwili odzyskania niepodległości ojczyzny. Działając w porozumieniu z Joachimem Lelewelem, Józefem Dwernickim, Józefem Lafayettem i innymi wybitnymi mężami, poczynił Zaliwski przygotowawcze kroki w Galicyi i w Poznańskiem, zarządził werbunek po zakładach, w których byli skoncentrowani przez władze francuskie polscy emigranci, jak w Besangon, Avignion, Bourges, Poni itp., nakreślił plan partyzantki, porozdzielał na 75 okręgów terytoryum dawnej Rzeczypospolitej, podległe berłu rosyjskiemu, poprzeznaczał dowódców okręgowych, polecił im dążyć na posterunki i rozpoczynać akcyę i wyjechał w towarzystwie Henryka Dmochowskiego przez Szwajcaryę, Niemcy, Czechy i Śląsk do Galicyi, skąd w dniu 20 marca 1833 wkroczył w 8 osób do Kongresówki. Po bezowocnych wysiłkach, po ciężkich przejściach, po zaalarmowaniu załóg wojskowych i pobudzeniu do czujności i działania władz rosyjskich, powrócił w miesiąc później obok Narola w granice Austryi i po padł niebawem w ręce organów rządowych. Równocześnie z Zaliwskim wkroczył przez Górki w Tarnowskiem na czele 26 ludzi major Kasper Dziewicki. Pod Budziskami pokonany i wzięty z czteroma podkomendnymi do niewoli, przeciął trucizną nić swego żywota. W cztery po Dziewickim przeszedł granicę z swym oddziałem szwagier Zaliwskiego Edward Szpek i popadł zaraz w ręce Moskali. Czwarty oddział Leopolda Białko w skiego i piąty Feliksa Łubieńskiego — łącznie 24 ludzi — zaatakowały Józefów i stoczyły zaciętą bitwę z dragonami i kozakami, poczem, wobec odwołanej przez Zaliwskiego partyzantki, rozpuścili dowódcy podkomendnych i powrócili do Galicyi, gdzie tymczasem formował się oddział szósty. Przez terytoryum Księstwa poznańskiego przemykali się równocześnie : Leonard Potocki, który wymknął się rychło z matni i uniknął katastrofy, Faustyn Sulimirski, Feliks Bugajski, Kalikst Bożewski, Antoni Winnicki, Piotr Jankowski, Józef Horodyński, Adam Piszczatowski, Michał Wołłowicz i Artur Zawisza-Czarny. Wszyscy ci z wyjątkiem Sulimirskiego i Borzewskiego, schwytani przez Moskali, złożyli życie w ofierze ojczyźnie. W wschodniej Galicyi postępowała organizacya oddziałów powolniejszym krokiem, to też mniej pociągnęła za sobą ofiar. Tutaj trzy przygotowywały się wyprawy: jedna pod komendą Józefa Duckiego, który zebrawszy w tarnopolskiem i czortkowskiem kilkunastu ochotników chciał wtargnąć przez Kudryńce na Podole, druga pod komendą Karola Borkowskiego, trzecia zaś pod komendą Franciszka Bobińskiego i Stanisława Macewicza. Borkowski był dopiero w trakcie zbierania w cyrkule złoczowskim ochotników, broni i ładunków, a Bobiński w trakcie wymarszu na czele dwudziestu podkomendnych, gdy nadszedł rozkaz Zaliwskiego, odwołujący na razie wyprawy.
Do organizacyi oddziałów we wschodniej Galicyi należał także Aleksander Chołodecki.
Nadmienione wypadki pobudziły do gorączkowej akcyi rządy trzech mocarstw rozbiorczych, a pobudziły tem bardziej, iż równocześnie odezwało się w Niemczech echo rewolucyjnych dążności. Rząd austryacki postanowił „oczyścić” Galicyę z „uciążliwej plagi emigrantów”, wezwał więc ich pod grozą przymusowego wydalenia, ażeby stawili się w oznaczonym terminie i zdeklarowali wobec władz obwodowych, czy pragną korzystać z ogłoszonej przez cara warunkowej amnestyi 4 i powrócić do ojczyzny, czy też wolą wyjechać na koszt państwa do Ameryki. Równocześnie wdrożono surowe śledztwa i poszukiwania za działaczami w spiskach i partyzantce Zaliwskiego, zagrożono ciężką odpowiedzialnością tym, którzyby dawali przytułek wychodźcom, uwięziono i wydalono z kraju kilku obcokrajowych członków „Komitetu obywatalskiego”, zawiązanego w celu wspierania rozbitków armii polskiej i ułatwiania im wyjazdu za granicę, a najazdy i rewizye nocne po domach obywatelskich były na porządku dziennym. Przeznaczony do tej czynności komisarz cyrkularny lub inny urzędnik zbliżał się cicho i ostrożnie do wiosek, postępował pod zabudowania dworskie, otaczał je kawaleryą i piechotą z nabitą bronią, rozstawiał straże przy wszystkich drzwiach, oknach, bramach, furtkach i ścieżkach, wpadał następnie wraz z komendantem oddziału, poprzedzany oddziałem kilku żołnierzy do pokojów i sypialń, odmykał z hałasem drzwi i z całą gwałtownością rozpoczynał rewizyę, otwierając szafy, stoliki, komody, rozrzucając rzeczy, grzebiąc w siennikach, zazierając w kominy i piece, opukując ściany, zrywając podłogi, łażąc po strychach, lamusach i piwnicach. Bez względu na wszelką przyzwoitość zmuszano kobiety do opuszczania w negliżu łóżek, rewidowano je, dla przekonania się, ażali pod ubiorem kobiecym nie ukryto broń, papiery lub — emigranta. Wypytywano i badano domowników, grożono im surowemi karami, a nawet, aby wymusić zeznanie, bito rózgami i kijami. Ukończywszy rewizyę w domu, plądrowano po stajniach, stodołach, spichlerzach i innych zabudowaniach dworskich, a poszukując za bronią i dokumentami kopano po lasach, górach i ogrodach 5. Napotykanych emigrantów, nawet i austryackich poddanych, zamieszkałych w innych cyrkułach, a nie zaopatrzonych w miejscowe świadectwa, odsyłano pod strażą do więzień, dla połowu zaś przetrząsano wszystkie gaje. pasieki i lasy. Obławy takie urządzano systematycznie i z wielką przezornością i dokładnością. Na czele szli w ścieśnionych szeregach pospędzani z okolicznych siół wieśniacy, oglądając każdy krzak i drzew gałęzie, za nimi kroczyła z nabitą bronią piechota, dalej postępowała komisya, a brzegów pasiek i lasów pilnowała konnica. Aby zachęcić chłopów do gorliwej w tym kierunku służby, rozgłaszano, iż ukryci w lasach partyzanci przygotowują powstanie w Galicyi, co główna zaś wypłacano im premie, tak za schwytanych emigrantów, jak i za donosy. Po miastach i wsiach, po gościńcach i prywatnych drogach, stali dzień i noc policyanci, urlopnicy i inni wartownicy, szpiegując i zatrzymując podróżnych, od których wymagano paszportów lub świadectw wystawionych przez miejscowe władze; w razie braku dokumentów odprowadzano pojmanych do cyrkułu. Zachęcani wypłatą nagród Żydzi łazili po okolicach i pod pozorem niewinnego handlu pełnili funkcye szpiegów. Cóż dziwnego, że wśród takich warunków podburzani i zachęcani premią chłopi napadali łącznie z urlopnikami na dwory swych panów, domagali się wydania im emigrantów, porywali ich nawet gwałtem i związanych odstawiali do cyrkułu 6. Były to pierwsze próby rządu rzucania ślepych, rozwydrzonych mas chłopstwa na „surdutowców”, próby, które w kilkanaście lat później zapisały się krwawemi zgłoskami na kartach dziejów Galicyi. Pograniczne straże czuwały bacznie na wszystkich punktach, miały do dyspozycyi dokładne rysopisy każdego prawie, wysłanego z Francyi emisaryusza, z wyszczególnieniem nazwiska, wieku, kierunku i celu podróży. Jakże bolesnem było patrzeć na nieszczęśliwych tułaczy, porywanych gwałtem, kutych w kajdany, pakowanych do więzień. Straszna to była, zaprawdę, okropna chwila!
Gdy w jesieni r. 1833 nadesłano z Warszawy zeznania, wymęczone na schwytanych w Królestwie partyzantach, mnóstwo obywateli galicyjskich znalazło się w lwowskich celach kaziennych. Gmach pokarmelicki 7 nie wystarczył na pomieszczenie więźniów, adaptowano więc dla celów sądu kryminalnego t. zw. Małe koszary na Żółkiewskiem. Naczelnik tego sądu kryminalnego Józef Pressen, kierujący procesem radca Maurycy Wittmann, dalej Ignacy Zajączkowski i Leonidas Janowicz obok radcy dworu Franciszka Krattera, radcy gubernialnego Lu dwika Nemethyego i dyrektora policyi Leopolda Sacher Massocha von Kronenthal, groźne to postacie w dziejach martyrologii polskiego społeczeństwa. Zdrada, opętanego przez Wittmanna młodego porucznika wojsk polskich Adolfa Rolińskiego 8, który podawał ustawicznie w śledztwie nieprawdziwe, zmyślone fakta, kompromitował niewinnych ludzi, pogrążyła w nędzę i rozpacz wiele rodzin, naraziła na katusze, utratę zdrowia, a nawet i śmierć w murach więziennych cały szereg patryotów.
W czasie pierwotnych rewizyj i poszukiwań władz austryackich za wychodźcami, t. j. w lecie r. 1833 przebywał Aleksander Chołodecki w domu Karola Korytowskiego, członka Galicyjskich stanów, właściciela Podhajczyk obok Trembowli, gdzie udzielał tegoż synowi lekcyi gry na czakanie 9, później znów w domu hr. Skarbka w Młyniskach. Powaga obywateli tych chroniła go na razie przed pościgiem figur rządowych. Gdy jednak z początkiem r. 1834 wzmogła się nagonka za emigrantami, nie mógł czuć się tamże dość bezpiecznym, a że nie chciał w dodatku narażać swych dobrodziejów, w zamian za udzieloną gościnność i przytułek, na odpowiedzialność, udał się w bory Budzanowa. Tutaj spotkał ukrywającego się również kolegę po broni i po niedoli, Pawła Rettigera 10, więc razem błąkali się niby dziki zwierz po lesie, spędzali dnie w ukryciu, nocami wychodzili szukać jakiej nędznej strawy, sypiali po norach, chroniąc się przed marcowym wiatrem i przed zawieruchą, przemokli, przeziębli, głodni, zmaltretowani, gnębieni niepewnością losu, obawą przed pościgiem. Zrazu krzepiła ich nadzieja, iż burza przeminie, iż obławy ustaną, a oni będą mogli wyjść swobodnie z ukrycia, gdy jednak i nadzieja ich opuściła, postanowili oddać się dobrowolnie w ręce władz austryackich. Dnia 13 kwietnia 1834 stawili się w biurze mandataryusza dominium Jagielnicy z oświadczeniem, iż „pragną podzielić los swych kolegów broni” i proszą o odesłanie ich do cyrkułu. Mandataryusz wygotował bezzwłocznie w tej sprawie raport 11 i wyekspedyował obu pod konwojem dominikalnego aktuaryusza do Zaleszczyk.
Starosta obwodowy, gubernialny radca Jan Nitecki, przydzielił sprawę koncepiście Janowi Pawlikowskiemu, ten zaś zarządził odstawienie więźniów do Dyrekcyi policyi we Lwowie. W stolicy Galicyi roiły się już policyjne i sądowe kaźnie od zwożonych z całego kraju emisaryuszów, emigrantów i obywateli, rzekomych członków konspiracyi, a sąd mimo gorączkowej pracy nie był w stanie pokonać nawału czynności i przesłuchać wszystkich wyczekujących inkwizytów. Daremnie odzywała się w tejmierze Dyrekcya policyi, wyrażając nieudaną obawę, iż albo więźniowie wyłamią się przemocą z jej cel kaziennych, albo wybuchną groźne choroby, jakie były zresztą na porządku dziennym, wobec przepełnienia, braku warunków hygieny i zadawanych tortur, także i w kaźniach sądu kryminalnego.
Odezwy Dyrekcyi policyi, pierwsza z 15 maja 1834, L. 3845, druga z czerwca, o odebranie Aleksandra Chołodeckiego z policyjnego więzienia, przesłuchanie go i zadecydowanie, czy kwalifikuje się do postępowania karnosądowego, czy też tylko do traktowania w drodze policyjnej pomijał sąd na razie, z konieczności milczeniem, pomimo, iż przywiązywał do rychłego przesłuchania tego więźnia wiele wagi, Roliński bowiem, ów niepoczytalny denuncyant, podał w swych zeznaniach, że pod nazwiskiem Chołodeckiego ukrywa się przybyły z Francyi niebezpieczny emisaryusz Turski 12. Nietylko odezwy Dyrekcyi policyi nie wiodły do celu, ale i nacisk, jaki wywierała, oczywiście pod wpływem wyższych jeszcze sfer, lwowska Apelacya, która żądała, aby kończono czein rychlej co do nieprzesłuchanych jeszcze, lub niedostatecznie przesłuchanych deponentów, dochodzenia i zdeklarowano się pod względem oceny ich zbrodni 13. Ton, w jakim stylizowała swe polecenia Apelacya, bywał nieraz stanowczy, jak to miało miejsce np. w reskrypcie z 14 lipca 1834 L. 12149, którego końcowy ustęp opiewał: „Zresztą zaostrza się ponownie sądowi karnemu i tegoż prezydentowi, aby postępował przy traktowaniu inkwizytów ściśle wedle ustawy i Najwyższych poleceń i nie dawał powodu do uzasadnionych zażaleń”.
W dniu 2 lipca 1834 rozpoczęto przewożenie uwięzionych z gmachu pokarmelickiego do „Małych koszar”. Funkcyę tę poruczono Ignacemu Zajączkowskiemu, który pośredniczył zarazem przy obrachunku pomiędzy więźniami a dostawcami „lepszego wiktu”, t. j.: starszym nadzorcą więzień Andrzejem Trzepakiem 14 i niejaką Zofią Pruckerową. Dostawcy ci otrzymywali przypadające im należytości bądźto z funduszów prywatnych, złożonych na rzecz poszczególnych więźniów, bądź z funduszu policyjnego po 25 względnie 10 ct. od osoby, w razie, gdy który z oficerów polskich, lub innych więźniów, nie dysponował własnemi środkami materyalnemi. O tem, komu przyznać rządowy dodatek na polepszenie wiktu, decydowało Prezydyum gubernialne, pieniądze zaś, wypłacała Dyrekcya policyi, za kwitem, do rąk prezydenta kryminalnego.
Do pierwszego transportu więźniów, odstawionych do „Małych koszar” należeli: Józef Pisarski, Piotr Rojek, Józef Gleinich, Ignacy hr. Dąbrowski, Jan Nowosielski, Kazimierz Czechowski, Stanisław Gostyński, Konstanty Turkiewicz, Jan Wolański, Hyacynt Szuwalski, Jan Onaś, Paweł Rettiger i Michał Budziński. W ośm dni później wywieziono tam drugi transport, który składali: Władysław Dembicki, Łukasz Garycki, Hyacynt Michalski, Wojciech Gajewski, Hamilkar Bętkowski i Konstanty Nowakowski. Równocześnie zastanowiono śledztwo i wypuszczono na wolność na postawie uchwały sądu kryminalnego 15, zatwierdzonej przez Apelacyę 16, Eugeniusza hr. Koziebrodzkiego, którego matka, Krystyna, zasypywała instancye reklamacyami i podaniami, stwierdzającemi niewinność syna.
Dopiero po częściowem opróżnieniu cel więziennych w zabudowaniu pokarmelickiem, przewieziono tamże 15 lipca 1834 Aleksandra Chołodeckiego i poddano go inkwizycyi. Śledztwo miało za zadanie wyjaśnić, względnie stwierdzić rodowód deponenta, przebieg jego życia, miejsce pobytu i zatrudnienie od chwili opuszczenia szeregów wojsk polskich, aż do chwili uwięzienia w Jagielnicy, ewentualnie wyjazd jego do Francyi, udział tamże w spiskach i misyę konspiracyjną w Galicyi. Deponent odpowiadał na pytania jasno i stanowczo, przyznał się do służby w szeregach Dwernickiego i do wędrówki po Galicyi, wyparł się zaś nietylko udziału, ale nawet wszelkiej świadomości o istnieniu spisku i wypraw Zaliwskiego. Niektóre szczegóły zastąpił wobec komisyi śledczej twierdzeniem, iż mieszkał u nieznanego mu z nazwiska żyda w Tarnopolu, iż wyjechał z tamtąd z nieznajomymi mu kupcami do Lwowa, i tutaj, niemeldowany w policyi, przebył trzy miesiące w hotelu Kuhna 17. Z kąd brał fundusze na utrzymanie ani komisya śledcza nie pytała, ani deponent nie omawiał.
Na zapytanie, kogo z dawnych kolegów wojskowych lub emigrantów widział lub poznał w Galicyi, odrzekł, iż poznał, obok Pawła Rettigera, także Baczyńskiego, który siedzi z nim obecnie w jednej kaźni, dalej Ignacego Krzeczkowskiego 18, który mieszkał z nim razem w hotelu, Falińskiego, towarzysza kuracyi w Konopkówce, Turowskiego, współwięźnia w kaźni policyjnej i Horwata rodem z Galicyi.
Na okoliczność, iż jest Chołodeckim, a nie Turskim, podał inkwizyt jako świadków, rotmistrza rosyjskich huzarów Faranowskiego, tudzież profesora muzyki w Krzemieńcu Lencyego, u którego pobierał lekcye gry na skrzypcach, przyczem nadmienił, iż o rodzicach swoich nie wspomina, nie wie bowiem, czy jeszcze żyją, gdyż od r. 1831 nie ma o nich żadnej wiadomości. Kończąc zeznania, prosił deponent o wywiezienie go na koszt rządu do Ameryki.
Po półtrzeciagodzinnem przesłuchaniu zamknął sąd protokół rysopisem osoby i uwagą, że przy wymienianiu nazwiska Turski, patrzył sędzia śledczy deponentowi śmiało i surowo w oczy, bacząc, ażali nie zauważy u niego zmięszania na twarzy, żadnych atoli nie uczynił w tej mierze niekorzystnych spostrzeżeń.
Z reguły nie ograniczał się sąd na jednorazowem przesłuchaniu emigranta, lecz odsyłał go do kaźni i po upływie dłuższego czasu, nieraz dopiero kilku miesięcy, poddawał, na te same okoliczności, nowemu badaniu, bacząc, ażali nie zawikła się w swych twierdzeniach. Częstokroć poddawano mu albo prawdziwe, albo zmyślone, ad hoc, zeznania innych emigrantów, wmawiające w niego obce mu okoliczności, często kazano więźniom z ukrycia agnoskować kolegów, konfrontowano ich i podniecano, aby podnosili wzajemnie przeciw sobie zarzuty, podsłuchiwano i podpatrywano w kaźniach, opornych głodzono, nękano bezsennością zupełnem osamotnieniem w ciasnych izdebkach, o drzwiach obitych z obu stron grubą, żelazną blachą, z okienkiem pod samym sufitem, zamykanem na kłódkę, zaopatrzonem podwójną żelazną kratą, a z zewnątrz koszem drewnianym tak zasłonionem, iż słabe tylko światło z góry przyjmować mogło. Nie rzadkie były wypadki, iż wydobywano z więźniów zeznania — kijami.
Chołodecki uniknął tych katuszy, pomimo, iż Roliński agnoskował go jako niebezpiecznego emisaryusza Turskiego. Możebnem, iż uczynił na sędziach tak korzystne wrażenie, że ci wierzyli słowom jego, przekonawszy się już poprzednio przy innych więźniach o kłamliwości zeznań Rolińskiego. Nie wykluczoną też jest ewentualność, iż sąd traktował sprawę powierzchowniej i pobieżniej, wobec nawału pracy i ustawicznych urgensów ze strony wyższych władz, które kazały finalizować proces i ograniczać śledztwo tylko na tych, przeciw którym zwracało się uzasadnione podejrzenie, że byli przywódcami i kierownikami spisku, brali czynny udział w rewolucyi, byli już poprzednio wplątani w śledztwo o zdradę stanu i nie zostali uniewinnieni, lub należeli do konspiracyi, pomimo, iż byli urzędnikami państwowymi, miejskimi lub patrymonialnymi. Innych podejrzanych i poszlakowanych, kazał cesarz wprawdzie przesłuchiwać, przed ewentualnym uwięzieniem atoli zasięgać wyższej decyzyi, a w każdym razie składać co 14 dni raport o stanie procesu 19.
Już w trzy dni po przesłuchaniu t. j. 18 lipca 1834 zasiadła komisya do obrad nad losem Chołodeckiego. W skład jej wchodzili: Józef Pressen, jako przewodniczący, Maurycy Wittmann, jako referent, dalej radcy Bazyli Kuryłowicz i Franciszek Czadarski, w końcu aktuaryusz Ignacy Zajączkowski. Komisya ta orzekła, „iż Aleksandra Chołodeckiego vel Turskiego należy co do zarzuconej mu zbrodni, dla braku prawnych poszlak uznać za nienadającego się do kryminalnego postępowania i do więzienia”. Akta przesłano 30 lipca Apelacyi do przejrzenia i zatwierdzenia, a gdy ta reskryptem z 2 sierpnia 1834 L. 12881 aprobowała uchwałę pierwszej instancyi, oddano Chołodeckiego władzy politycznej do dalszej dyspozycyi, t. j. Do wytransportowania za granicę. Równocześnie z załatwieniem sprawy Chołodeckiego zgodziła się Apelacya na zastanowienie dochodzeń także przeciw kilku innym inkwizytom. Byli nimi: Zygmunt Gordaszewski, ks. Letus Mosler z zakonu OO. Bernardynów, Hilary Ulowicz, Antoni Baranowski, Józef Sołecki (Pajewski), bracia Antoni i Erazm Lipscy, Franciszek Roczek, Józef Kubarski vel Zawadzki, Maksymilian Walewski, Andrzej Wereszczyński, Józef Poraj Garnysz, Wojciech Bandrowski, Leopold Ogrodowicz i Jan Hołubowicz.
Jakkolwiek nieda się zaprzeczyć, iż proceder dochodzenia karnego przeciw Chołodeckiemu mniej był dotkliwym, aniżeli proceder, stosowany u innych więźniów, to jednak dwie wpadają w oczy niewłaściwości. Pierwszą jest, trzymanie pod kluczem przez cztery prawie miesiące wśród ciężkich warunków kaziennych, zgłaszającego się dobrowolnie u władzy emigranta, w tym jedynie celu, aby go przesłuchać i po półtrzeciagodzinnym protokole uznać za nienadającego się do postępowania karnego, drugą jest ocenianie winy lub niewinności inkwizyta podług zachowania się jego pod wpływem chwilowego spojrzenia sędziego. Wiadomem jest, wiele to osób najniewinniejszych mięsza się, blednie lub rumieni, gdy się je nagie zagadnie lub badawczym obserwuje wzrokiem. Jakżeż łatwem jest w tym wypadku nieuzasadnione podejrzenie!
Dzisiaj wśród postępowego procederu, gdy dozwolone inkwizytora wszelkie możliwe wygody, gdy nie szczędzi się tych wygód zasądzonym już nawet pospolitym zbrodniarzom, gdy urzędnicy sądowi i zakładów karnych traktują więźniów delikatnie, niekiedy, rzec można, z galanteryą, dzisiaj, gdy stosowanie przeciw opornym, krnąbrnym i wyzywającym, nawet łagodnych środków zaradczych, podlega nieraz zarzutom nieludzkości i krzywdy, zażaleniom do najwyższych instancyj, surowej krytyce publicznych czasopism, dzisiaj, mówimy, trudno, zaprawdę, uwierzyć opisom owych strasznych katuszy, owego barbarzyństwa, jakie stosowały ongi sądy karne przeciw naszym ojcom, choć nie zasądzonym, lecz podejrzanym dopiero o dążenie do wolności.
A tę zmianę stanowczą, ten postęp olbrzymi, zawdzięczamy im właśnie. Oni narażali się na męki i cierpienia, oni składali życie w ofierze, w imię poprawy stosunków społecznych, w imię wolności narodów i ludów.
* * *
NOTKA OD ADMINA: Poniższa notka autora Józefa Białyni jest pomyłką. Aleksander Chołodecki opisany powyżej pokazuje się w księgach Warszawskich w 1860 roku, wziął ślub z Olimpią Majewską w tym właśnie roku, więc jednak wrócił na ziemie ojczystą.
Gdy w parę lat później podporucznik legii nadwiślańskiej Karol Schmelz 20 odbywał naukową podróż po Europie, zetknął się w Paryżu z Aleksandrem Chołodeckim, który był wówczas guwernerem w domu jednego z mieszkających tamże magnatów polskich — jeśli się nie mylimy, w domu Chodkiewiczów.
Wydany przez Adolfa hr. Krosnowskiego w Paryżu w r. 1846 almanach emigracyi polskiej 21 wymienia Aleksandra Chołodeckiego, jako mieszkańca St. Etienne w departamencie Loire z tym dodatkiem, że zmarł na wygnaniu w Annonay (Ardeche) 23 września 1845.
Nie ujrzał już swej ojczystej ziemi, dla której poświęcił był całe swoje jestestwo!
1 W księgach metrykalnych rz. kat. parafii Uhnowa uwidocznione są daty urodzenia Aleksandra w Rzeczycy pod 1. k. 1. (dwór) przekręcone atoli nazwisko jego ojca, widocznie wskutek przepisywania z niewyraźnych notatek.
2 Siarczane źródła Konopkówki odkryto już w r. 1647, pewien rozgłos i upowszechnienie jako miejsce kuracyjne zyskała atoli ta włość dopiero od r. 1820.
3 W pobliżu Janowa obok Trembowli.
4 Amnestya była tylko iluzoryczna, gdyż powracajacych w rodzinne strony oficerów pociągał rzad rosyjski do odpowiedzialności, oddawał pod sąd, porywał w nocy i wywoził do fortec, na Kaukaz lub w głąb Rosyi.
5 Józef Białynia Chołodecki: Wyprawy na Kolbuszowę r. 1833 w świetle aktów procesu karnego przeciw pułkownikowi Józefowi Zaliwskiemu i wspólnikom. Lwów 1909 Ten sam autor : Rewizya w Kudryńcach w r. 1834. Lwów 1910; Alfred Brzeziński: przyczynek do dziejów obrony Zamościa. Lwów 1910.
6 Karol Borkowski: Pamiętnik Historyczny o wyprawie partyzanckiej do Polski r. 1833. Lipsk 1862.
7 Dzisiaj ulica Batorego 1. 3.
8 Józef Białynia Chołodecki: Banialuki Rolińskiego w świetle aktów procesu karnego przeciw pułkownikowi Józefowi Zaliwskiemu i wspólnikom. Lwów 1908.
9 Czakan dawniej dość powszedni instrument, był rodzajem klarnetu.
10 Przy przesłuchaniu w cyrkule Zaleszczyckim podał Paweł Rettiger, że jest rodem z Warszawy, lat 28, synem Jana. Ojciec jego służył przed powstaniem Kościuszki w wojsku pruskiem czy też austryackiem, następnie w wojsku polskiem i pod orłami Napoleona. Jako major 16 pułku srebrnych huzarów poległ pod Berezyną. Wdowa zmarła r. 1818. Paweł wstąpił ze szkoły kadetów w Kaliszu w r. 1823 do 5 pułku piechoty. W czasie wybuchu rewolucyi był chorażym, stacyonowanym w Pułtusku. Z korpusem Eamoriny przeszedł pod Chwałowicami do Galicyi, przebywał w okolicach Przemyśla i Sanoka, wędrował po Galicyi i Bukowinie, w końcu ukrywał się razem z Chołodeckim w lasach granicznych Tarnopola i Czortkowa. W kilka miesięcy później zmienił inkwizyt zeznania ; przyznał się, iż jest Wincentym Zagrodzkim z Godowa województwa Lubelskiego, lat 27, synem Feliksa, właściciela części Wąwolnicy i Antoniny z domu Pajewskiej. Był podporucznikiem 4 pułku strzelców pieszych, później przeniesiony do 7 pułku ułanów. Przyjął nazwisko Eettigera, który poległ w kampanii. Zagrodzki poczynił zeznania, kompromitujące więźnia Floryana Mikułowskiego.
11 Raport z 13 kwietnia 1834 L. 254,
12 Nazwisko Turskich było dość powszedniem w szeregach wojsk polskich r. 1831: samych dekorowanych wymieniają spisy siedmiu: Antoniego, oficera l pułku krakusów, ozdobionego krzyżem złotym w dniu 25 maja 1831, Bartłomieja, żołnierza 7 pułku jazdy, ozdobionego krzyżem srebrnym, Jana, adiutanta podoficera legii cudzoziemskiej, ozdobionego krzyżem srebrnym, drugiego Jana, wachmistrza artyleryi lekko-konnej z pod komendy jenerała Chłapowskiego, ozdobionego krzyżem srebrnym 4 października 1831, Stefana, kaprala l pułku jazdy, ozdobionego krzyżem srebrnym, Szymona, kapitana l pułku strzelców konnych, ozdobionego krzyżem złotym 25 lipca 1831 i Tomasza, podpułkownika, dowódcę trzeciej bateryi pozycyjnej, pieszej. Spisy emigrantów wyliczają ponadto jeszcze jednego Jana Turskiego, dalej Juliana, podporucznika i Tomasza, porucznika legii ruskiej.
13 Reskrypt z 2 lipca 1834. L. 221.
14 Andrzej Trzepak, zausznik Wittmanna, odgrywał ważną, smutną niestety, rolę w ówczesnym procesie politycznym; był on, rzec można, w wielu wypadkach panem życia i śmierci nieszczęśliwych więźniów. (Józef Białynia Chołodecki: Epizody z czasów spisku pułkownika Józefa Zaliwskiego r. 1833. Dziennik polski Nr. 199. Lwów 29 kwietnia 1908).
15 Uchwała z 24 czerwca 1834.
16 Zatwierdzenie Apelacyi z 8 lipca 1834.
17 Nieistniejący już dzisiaj hotel „Kuhna” przy ulicy Karola Ludwika, poniżej Jagiellońskiej, był przez długie lata jednym z najpopularniejszych lwowskich zajazdów dla drobniejszej szlachty, urzędników, oficyalistów etc. i odgrywał pewna rolę w konspiracyjnem życiu naszego społeczeństwa.
18 Zmarł w więzieniu w czasie śledztwa.
19 Odręczne pisma cesarza Franciszka II z 29 listopada 1833 i z 9 maja 1834. B.eskrypt do naczelnika sadu kryminalnego Pressena 7. 15 maja 1884 Pzez. 165. g. g. g.
20 Zrodzony z Anny Chołodeckiej. zmarł we Lwowie i został pochowany na cmentarzu łyczakowskim w miejscu, ofiarowanem przez reprezentację miejską dla uczestników powstania listopadowego.
21 Krosnowski Tabisz Adolf: Almanach historique ou Souvenir de 1’Emigration Polonaise. Paris 1846.
11
Nov
Vitaly Semionoff przesłał mi dokument z 1827 roku pokazujący że Mateusz Chołodecki i jego żona Katarzyna Starzycka mieszkali w Ujsciu, i co ciekawsze że są spisani w metryce jako “Szlachta”. Synowie Mateusza, Ferdynand i Władysław, są spisani w księgach Tuczyna w późniejszych latach jako “krestjanin” i “mieszczanin”, co oznacza że po 1827 roku stracili swoje uprawnienia szlacheckie. Jest również dokument z 1832 roku z Tuczyna gdzie Mateusz i Katarzyna również nie są wymienieni już jako szlachta, nie klasa nie jest w metryce wymieniona. Czy wydarzenia z 1831 roku spowodowały że Chołodeccy linii Mateusza stracili swoje uprawnienia szlacheckie?
Słynna kiedyś historia o obronie lub oblężeniu Trembowli, o której były pisane opery, wiersze i malowane obrazy, miała miejsce w 1675 roku. W tej obronie podobno brali udział Chołodeccy, pisał o tym Józef Białynia-Chołodecki, lecz niestety opierał się na dość nie wiarygodnym źródle Tadeusza Żychlińskiego i jego Złotej Księgi Szlachty Polskiej, gdzie czytamy o Chołodeckich że:
“Tyle tylko opiewa tradycja, że brali czynny udział w słynnej obronie Trembowli, przez Jana Samuela i Zofią Chrzanowskich w r. 1675 – Należeli zawsze Chołodeccy do tej szlachty drobnej, która najwięcej w Polsce dostarczała obrońców kraju i jako ogromna część składowa narodu, była zarazem niemałym czynnikiem jego dziejów domowych.”
Dowodów na uczestnictwo Chołodeckich nie mamy, ale również nie mamy dowodów na to że Chołodeccy byli częścią legionów Piłsudskiego, a wiemy że tak było. Niestety Obrona Trembowli miała miejsce ponad 300 lat temu i ciężko ustalić kto w ogóle brał w niej udział poza Chrzanowskimi. Ale sama historia tego wydarzenia jest niesamowicie interesująca i była powszechnie znana przez wszystkich Polaków w XIXtym wieku. Tak pisała Emilia Cyfrowniczówa (jako pseud. Maryan z nad Dniepru) o tym wydarzeniu w 1904 r.:
Z początkiem r. 1675 rozchodzi się wieść, że Tatarzy i Turcy znowu powrócili do Polski ze wzmocnionemi siłami. Sobieski miał szczupłe siły, to też panowie, widząc oczywistą słabość polskiego oręża i grożące niebezpieczeństwo, radzili Sobieskiemu, aby swej osoby nie narażał we walce, ale dzielny król odpowiedział im, że gdyby tej rady posłuchał, samiby nim wzgardzili. Przezorny i ostrożny bawił się długo w podjazdowe utarczki, ale gdy upatrzył stosowną chwilę, obrał stanowisko obronne we Lwowie. Wojsko króla wzmocniły dwa tysiące Litwinów. 22 sierpnia tak mężnie natarł pod Lwowem na nieprzyjaciela, że ten głowę stracił. Walcząc osobiście, wołał król wciąż: .Górą Jezus” i Bóg też dopomógł. Półgodzinna walka rozstrzygnęła los boju. Piętnaście tysięcy Tatarów i Turków legło na placu.
Wiedzieli o tem Turcy bardzo dobrze z doświadczenia, że Polacy nie umieją korzystać ze zwycięstwa, ale zadawalając się samem zwycięstwem, tracą ochotę do dalszej wojny, więc też i teraz, gdy porażeni się cofali. zatrzymali sie, zwłaszcza że nikt ich nie ścigał, przed Trembowlą, twierdza na Podolu, chcąc zamek zabrać i w nim obronne zająć stanowisko. Dowódca turecki liczył na przestrach, jaki panował w kraju a wiedząc, że do Trembowli jeszcze nie mogła dojść wiadomość o zwycięstwie Sobieskiego pod Lwowem, wezwał dowódcę, aby się poddał dobrowolnie, gdyż kraj cały jest już w ręku Turków. Dowódca twierdzy Samuel Chrzanowski nie dał się ustraszyć, ale bronił się jak mu obowiązek nakazywał. Tymczasem położenie załogi stawało się coraz trudniejsze: kule armatnie mocno nadwerężały mury. Wreszcie Turcy zrobili znaczny wyłom w murze a gdy niebezpieczeństwo wobec ogromnej przewagi nieprzyjaciela było wielkie, wszyscy upadli na duchu i zaczęli się naradzać, czyby zamku dobrowolnie nie oddać. Już sam Chrzanowski zgadzał się na poddanie twierdzy, kiedy pomiędzy obradujących wpadła piękna żona Chrzanowskiego i z oburzeniem zaczęhi szlachcie wyrzucać, że zamiast dłonią i orężem dowieść, że są rycerzami, radzą nad haniebnem poddaniem się a mężowi zagroziła, że jeżeli nie będzie się bronić do upadłego, to natenczas naprzód jego a potem siebie nożem przebije. To wystąpienie dzielnej niewiasty zagrzało oblężonych nowem męstwem. Tymczasem Jan III nadciągnął z wojskiem i zamek oswobodził; potem Turków ścigał tak, że jeszcze w ucieczce ośm tysięcy stracili; nadto zabrał Sobieski dowozy, przygotowane dla tureckiej załogi w Kamieńcu i zniszczył ich statki na Dniestrze.
Moikrewni.pl ma ciekawą mapę pokazującą geograficzny podział nazwisk na terenie Polski, według tej strony to w Polsce jest 91 osób o nazwisku Chołodecki. Zamieszkują oni w 17 różnych powiatach i miastach. Najwięcej zameldowanych jest w Miliczu, a dokładnie 44. Dalsze powiaty/miasta ze szczególnie dużą liczbą osób o tym nazwisku to: Białogard (10), Krotoszyn (9), Wołów (7), Wrocław (4), Ostrów Wielkopolski (3), Głubczycee (2), m. Wałbrzych (2), Kołobrzeg (2) i Gniezno z liczbą wpisów 2.
Podobnie można sprawdzić nazwiska w USA na http://www.dynastree.com/maps/detail/cholodecki.html i w http://www.gens-us.net/ i we Włoszech: http://www.gens.labo.net/en/cognomi/genera.html?cognome= (Chołodeckich w Włoszech nie ma 🙁 )
Żeby sprawdzić bazę światową to możemy skoczyć na: http://www.publicprofiler.org/worldnames/Default.aspx – tylko pamiętajmy że w różnych językach nasze nazwisko rożnie jest pisane, na przykład po Niemiecku nasze nazwisko się pisze Cholodetzki lub Cholodetzky.
W rodzinie Chołodeckich było sporo ułanów…trzech braci – Marian, Wincenty i Wiktor – walczyli z Marszałkiem Piłsudskim. Jechali na własnych koniach z Kudranki na Kijów. Wrócili wszyscy szczęśliwie. Pamiętam Wiktora i Wincentego, braci mojego Dziadka Mariana. Kochali swoje konie…Wiktor z Dąbrowy zaprzęgał konie, sadzał nas na swoim drabiniastym wozie i wio pędził z dziećmi Alusi, Staszka i Edmunda w zaczarowany świat grobli i stawów …zawsze obok klaczy kasztanki biegł malutki konik- źrebaczek..
Edmund kochał swoich Stryjów. Wincenty mieszkał w Wąbnicach a Wiktor w Dąbrowie. Odwiedzał ich co niedziele. Jechaliśmy z Czatkowic motocyklem. Dwójka dzieci na baku i jedno miedzy Mamuśką Irenką na tylnym siedzeniu! Żona Wiktora Bronia kochała Edmuncia bezgranicznie. A to nacięła szyneczki z macka, słoniny cieniutko na chleb nakroiła, rydzów ,podpieńków i kani do zagryzienia…pycha i łakomstwo.
Chołodeccy obecnie mieszkają na ziemiach Polskich, Ukraińskich, Rosyjskich, Niemieckich i Amerykańskich. Jest szansa, że istnieje po nich jeszcze ślad w byłej Jugosławii. W około 1883 roku zamieszkał na terenie Bośni i Hercegowiny Tomasz Dominik Chołodecki. Tomasz był obdarowany imieniem swego ojca, osoba która miała niesamowicie barwną historie: Tomasz senior brał udział w trzech powstaniach, był skazany na śmierć razem z Teofilem Wiśniowskim za jego atak na Austriacką Husarię w Najarowie w 1846 roku, ale jak bywało w jego życiu miał wielkie szczęście i został wypuszczony podczas generalnej amnestii podczas wiosny ludów. Lata później brał udział w powstaniu Styczniowym, podczas którego wpadł w niewolę Rosyjską , ale jak bywało z Tomaszem, udało mu się uciec z wielką brawurą. Tomasz zmarł w 1880 roku, w skutek obrażeń poniesionych po tym jak Austriacka szabla mu rozcięła głowę w 1878 roku.
Wracając do młodego Tomasza, po śmierci swego ojca wybrał się do Bośni, która w tamtych czasach leżała w tych samych granicach kraju co Tomasza miasto Lwów, w Imperium Austro-Węgierskim. Tomasz najpierw został sędzią na tych nowych ziemiach, a potem starostą miejscowości Trawnik. Podczas swojego pobytu w Bośni Tomasz ożenił się z Isabelą von Sperling, która urodziła mu dwóch synów, Tadeusza i Władysława (w Sanskim Moście). O Tadeuszu wiele nie wiemy, podejrzewamy, że mógł zginąć w drugiej wojnie światowej w Bośni. Istnieje szansa, że właśnie dzieci Tadeusza może dalej żyją gdzieś na ziemiach Bałkańskich.
Historia o drugim synu, Władysławie, jest dużo bardziej przykra i smutna. Jego syn Witold, urodzony w Sarajewie w 1912 roku, jest jedyną znaną ofiarą Katynia wśród Chołodeckich. Z zebranych informacji wynika, że Władysław wrócił z synem Witoldem i żoną Katarzyną na ojczyste ziemie kiedy powstała nowo niepodległa Polska. Witold zginął w Charkowie w 1940 roku, ale Władysław miał nadzieje, nawet w 1949 roku, że gdzieś się jego syn odnajdzie. Tą ostatnią informację znamy właśnie dzięki rodzinie Katarzyny, która się z nami w tamtym roku skontaktowała kiedy potknęli się na stronę Chołodeckich. Żona Władysława była z domu Brajenovic, a jej rodzina ma w swoim archiwum trzy listy otrzymane od Katarzyny i Władysława. W listach tych są opisane nędzne warunki które panowały w Polsce podczas i po II wojnie światowej, niesamowicie przykro się czyta o prośbach o jedzenie w liście od Katarzyny do jej siostry Gisy z 1941 roku . W styczniu 1942 roku dowiadujemy się że Katarzyna umarła, a w 1949 czytamy że Władysław dalej miał nadzieję, że jego syn nie zginął w Katyniu.
Po wojnie Władysław ożenił się z Ignacją Piasęcką, która urodziła dwujkę dzieci: Ryszarda i Wandę, którzy dziś mieszkają w Poznaniu. Władysław zmarł w 1959 roku w wieku 74 lat.
13
Aug
Tak pisał Kasper Niesiecki w 1839 roku o herbie Białynia:
BIAŁYNIA HERB
Podkowa biała, rogami do góry obrócona, w środku jej krzyż, tym właśnie kształtem, jak w herbie Jastrzębeu, tylko ze nad krzyzem prosto, jest bełt od kuszy, albo jako drudzy chcą strzała przydana w polu błękitnem. Nad hełmem i koroną pięć piór strusich, inni tylko trzy kładą.
Wszyscy się zgadzają na to, że ten herb nabyty w Polszcze roku 1332. za Władysława Łokietka: gdy się albowiem ten Pan na Krzyzaki z wojskiem wybrał, i już się prawie obóz jego z nieprzyjacielskim stykał, rycerz z domu Jastrzębezyk tak kształtnie bełty, czyli też strzały wydrążył, że w nich ogień przyprawny utaił. Wtem posępna noc posłużyła do fortelu, przetoż pod jej pokryciem straż ubiegłszy, w Krzyżackie namioty, ukryty pożar puścił. Utkwione strzały, na sposobną trafiwszy ma- teryą, wkrótee płomieniem wszystkich ogarnęły, gdzie taki postrach na nieprzyjaciela rzuciły, że gdy nasi na nich natarli, jedni z nich w rozsypkę poszli, drudzy od ognia, insi od miecza poginęli, przy Polakach zwycięztwo stanęło.
Za- czem w nadgrodę tak fortunnego przemysłu, do ojczystego herbu Jastrzębea, pomienionemu rycerzowi bełt przydany : a że się przy wsi Białynia ta expedycya skończyła, dla tego od niej, imienia swego herb nabył, Białynia nazwany. Atoli Paprocki, który pierwszy jest tej historyi autorem, i za którym inni jednostajnie poszli, w inszej książee swojej, której dał tytuł Stromatn, początki Białyni jeszcze do czasów Bolesława Krzywousta pociągaj przydaje tenże, że w Mazowszu, domów jest bardzo wiele, które się tym klejnotem pieczętują, ale ich nie liczy. Mnie się zda, że jeżeli były przedtem takie, tedy teraz, do dawnego swego wróciły się Jastrzębca : ile jednak wiedzieć mogę, tego sobie jeszcz
e w sukcessyi podają: Mirski – Rzepecki – Wilczek – Zabłocki
12
Aug
To jest pytanie, które ma prostą lub skomplikowaną odpowiedź, zależnie od tego, na którym przełomie czasowym się koncentrujemy. Jeżeli chcemy się dowiedzieć skąd Chołodeccy po wojnie przybyli na ziemie nowo odzyskane, to mamy prostą odpowiedz: na ziemie dolnośląskie i zachodnio-pomorskie przybyli Chołodeccy z Wołynia, w szczególności z wiosek Kudranki, Budek Kudrańskich, Huty Starej i Huty Starej-Bogudzięki. Chołodeccy z Kudranki i Budek Kudrańskich osiedlili się w okolicach Milicza a Chołodeccy z Huty Starej i Huty Starej-Bogudzięki rozsiedlili się w woj. zachodnio-pomorskim, chociaż niektórzy również się zakorzenili w okolicach Wrocławia. Natomiast najmniejsza, najsłynniejsza i najbardziej opisana gałąź Chołodeckich z korzeniami z Lwowa mieszka dziś w Poznaniu, chociaż syn pisarza i historyka Józefa Białyni Chołodeckiego zmarł w Kołobrzegu w 1947 r. Właśnie sto lat temu nasz historyk rodzinny przypuszczał, że wszyscy Chołodeccy pochodzą od jakiegoś Białyni, który dzierżawił wieś Chołodec, która leżała w okolicach Starokonstantynowa. Wiedział także, że jego gałąź Galicyjcska, w czasach rozbiorów przybyła z Wołynia (Rusi Czerwonej) na ziemie pod Austriackim zaborem.
Wracając do pytania: skąd przybył ten jeden Białynia, nasz pierwszy Chołodecki? Otóż mamy dwa ciekawe dokumenty, które rzucają nam trochę światła na to zapytanie. Pierwszym jest list Józefa – cytując:
“Pochodzimy z Mazowsza z okolicy Rawy. Jeden z Białyniów przeniósł się na Wołyń, wziął w tenutę majątek od Książąt Wiśniowieckich, czy Zbarazkich i przybrał wsi Chołodec obok Kupiela, nazwisko Chołodecki. Za czasów króla Sobieskiego był Kazimierz Chołodecki temytaryuszem majątku Białynia w pow. Starykonstantynowskim bardzo poważnym obywatelem.”
W tym liście Józef również podejrzewał, że wszyscy Chołodeccy znajdujący się “za kordonem” w tamtych latach pochodzili od syna Kazimierza Chołodeckiego, Feliksa. Na dzień dzisiejszy wiemy, że to nieprawda, mamy jeszcze jednego potwierdzonego brata Feliksa – Tomasza, oraz podejrzewamy, że drugim bratem był Teodor.
Drugim dokumentem mówiącym o tym skąd Chołodeccy przybyli na ziemie Wołyńskie jest spis rodzinny z 1790 roku, i w nim jest podana informacja następująca:
“Z woiewództwa Sieradzkiego Powiatu ostrzeszowskiego od Lat 100 wtym Kraju zostają.”
No i mamy do rozwiązania niełątwą zagadkę, bo przecież jeden i ten sam Białynia nie mógł być z okolic Rawy na Mazowszu i z Powiatu Ostrzeszowskiego?
12
Aug
Witam na nowym blogu Chołodeckich h. Białynia. Tematy o historii i pochodzenia rodu Chołodeckich oraz nowe odkrycia i świeże informacje o poszukiwaniach będą miały tutaj miejsce. W wkrótce pierwszy wpis o historii, ileż jej znamy, tego rodu.